piątek, 24 lutego 2017

"Do trzech razy śmierć" Alek Rogoziński



„Do trzech razy śmierć” to pierwsza książka Alka Rogozińskiego, którą przeczytałam. 
Kupiona pod wpływem pewnej internetowej grupy wsparcia, do której dołączyłam licząc na wyleczenie z nałogowego kupowania książek, a czego skutki są niestety idealnie odwrotne J.

Moje wymagania co do tej książki były bardzo wysokie, bo byłam już „zarażona” zachwytem nad Autorem przez Szacowne Grono Grupowiczów, znałam jego ( zobowiązujący przecież ) przydomek „Księcia Komedii Kryminalnej”, a przede wszystkim uczestniczyłam nie raz w jego transmitowanych na żywo szaleństwach z Magdaleną Witkiewicz, zatem wiedziałam, że poczucie humoru ma. Pozostawało więc jedynie sprawdzić, ile tego dobrego znalazło się w książce.


Wszystko to paradoksalnie sprawiało, że zabrałam się do czytania z dalekim od przychylności pytaniem „No, zobaczmy, cóżeś tam Panie Rogoziński wymyślił?”, gdzieś z tyłu głowy. Po cichu liczyłam nawet to, że ja dla odmiany nie będę rozbawiona, wiadomo wszak nie od dziś, że podzielać zdanie wielu nie jest trendy, a w tym przypadku niemal wszyscy zgodnie opisywali wybuchy śmiechu, jakie stały się ich udziałem  podczas lektury.
Nie dałam rady. Poległam już gdzieś koło wstępu do przedstawienia postaci, (a zatem jeszcze nawet przed prologiem), by ostatecznie pod koniec z  trudem się przed sobą przyznać, że  - jest śmiesznie. W sposób najlepszy, bo naturalny i jakby niezamierzony. Jest śmiesznie.

A co oprócz tego? Opowieść jakby wprost do sfilmowania.
W tajemniczym, otoczonym bagnami dworku odbywa się zjazd pisarek. Pośród tej śmietanki literackiego świata, kryje się jednak ktoś, kto za zasłoną wymienianych grzecznościowo frazesów ukrywa plan zbrodni.  Plan, zakładający scenariusz identyczny jak ten, który obmyśliła dużo wcześniej… główna bohaterka, Róża Krull czyniąc go fabułą własnego kryminału.
Teraz to ona, wraz z miłośnikiem jej twórczości, zabawnym młodym pracownikiem hotelu i własnym asystentem od PR-u, próbuje odkryć, kto planuje kolejne zabójstwa, kto będzie następną ofiarą i czyja śmierć jest naprawdę celem, a czyja tylko odwróceniem uwagi od prawdziwych motywów mordercy.
Pomimo, że w hotelu grasuje morderca, o dziwo nikt nie ma zamiaru z niego wyjeżdżać i całe towarzystwo niczym bohaterowie kryminału „I nie było już nikogo” Agathy Christie, czeka z ciekawością na dalszy ciąg, albo brutalniej – na swoją kolej. J

Mamy więc fabułę ze starej, dobrej szkoły kryminałów: scenerię rodem z sielskiego, osiemnastowiecznego romansu, grupę osób, z których każda może być mordercą, zamkniętych na terenie odosobnionej posiadłości i tradycyjne narzędzia zbrodni. A z drugiej strony  - blogi literackie, „zahasłowane” laptopy i internet, dzięki któremu bohaterowie mogą sprawdzać podejrzanych na Facebook”u czy czytać artykuły w prasie, o sytuacji w jakiej się znaleźli.

No i dialogi, w których poza żartem sytuacyjnym wciąż znienacka pojawia jakieś odwołanie do któregoś ze współczesnych celebrytów, w tym Magdy Gessler, Jasia Fasoli, Ewy Wachowicz, Toma Cruise’a, Justina Timerlake’a czy Zenka Martyniuka. Dialogi, w których urocza główna bohaterka wyraża swą delikatną, artystyczną osobowość:

„Ratunku” wydało się jej banałem. Podobnie jak „pomocy”. Tym bardziej, że skoro przed chwilą ktoś ją spoliczkował to znaczy, że okrzyk pewnie usłyszy przede wszystkim on. A przecież nie oczekuje ratunku i pomocy od jakiegoś bandziora. Wreszcie zdecydowała.
 - Ty chuju! – wrzasnęła z całych sił – Nie w hialuron (…) J

Mogłabym się przyczepić jedynie do tego, że w całej książce, jeśli ktoś kogoś molestuje, zaczepia, nachalnie podrywa, czy robi niedwuznaczne propozycje to zawsze, ale to zawsze kobieta  - mężczyznę.  Mogłabym, ale się nie przyczepię, bo jak mówiła jedna z bohaterek-pisarek: krytykować pisarza, to jakby „domalowywać aniołki w Kaplicy Sykstyńskiej” J


Świetna książka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz