niedziela, 19 stycznia 2014

"Uroczysko" Magadaleny Kordel


       Dziś książka, która premierę miała już dawno bo w 2010 roku, więc już prawie cztery lata stoi na mojej półce, ale właśnie do niej wróciłam  w piątkowy, zimny (choć nadal mało zimowy) wieczór. 
     Sięgnęłam po nią pierwszy raz na urlopie. Opis na okładce zdradzał zarys fabuły, więc nie spodziewałam się po treści wyjaśnienia teorii chaosu,  tylko możliwość oddechu i przeniesienia się w spokojne, piękne miejsce, gdzie ludzie są lepsi, a problemy rozwiązują się same. Dokładnie to dostałam, napisane w lekki, bezpretensjonalny sposób, który nie pozwolił mi książki zostawić do ostatniej linijki.
  Dlatego do niej wróciłam przedwczoraj i dlatego znów mam poczucie, że wieczór nie był zmarnowany. 
     Perypetie głównej bohaterki Mai powtarzają znany (nawet już wtedy - cztery lata temu) scenariusz. Porzucona przez męża "fajna babka", która ze względu na dorastające dziecko postanawia wziąć się w garść i zacząć wszystko od nowa. Zwykle na drugim końcu kraju, (tu w Sudetach) i zwykle robiąc coś o czym marzy 99% "fajnych babek" - nawet z mężem u boku, (tu zakładając pensjonat). 
     Magdalena Kordel napisała jednak tę książkę w taki sposób, że teraz to jest już Jej scenariusz. Niemal dosłownie, bo czytając "Uroczysko" ma się wrażenie, że to opis realnych, dobrze zagranych scen ulubionej komedii.
     Książka nie udaje czegoś, czym nie jest. Nie wypada z raz obranej konwencji. Jednym słowem - polecam.
       Na marginesie, te cztery lata pokazały, że nie wystarczy bohaterce  wymyślić problem, wyrwać z dotychczasowego środowiska i wysłać do malowniczej, sielskiej wsi, by  napisać dobrą książkę. Wiem, bo kilka takich powieści nadal stoi na półce, od połowy nietkniętych, a ja odkurzam "Uroczysko" :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz